Gdy umiera na nieuleczalną chorobę młody, aktywny człowiek, jak Piotr, którego dziś odprowadzamy, coś się w wielu z nas buntuje. A trzeba wiedzieć, że Piotra w czasie jego heroicznych zmagań z nowotworem spotkało też drugie nieszczęście: śmierć w górach jego ukochanej narzeczonej Marty.

 

      Miarą wielkości Jego ducha i charakteru był sposób w jaki przyjmował wydarzenia przekraczające zwykłą ludzką wytrzymałość. Bóg obdarzył Go prawdziwą duszą wojownika, autentycznego człowieka gór, człowieka wspinaczki, dla którego nie ma sytuacji bez wyjścia, którego wspiera Jedyny Bóg. Trzeba było zobaczyć Jego radość po przyjęciu Ostatniego Namaszczenia, jeszcze w grudniu w Centrum Onkologii i Jego twarz, gdy dowiedział się w marcu, że  chemioterapia nie będzie kontynuowana.

 

     Nie była to twarz pokonanego, lecz mocno wierzącego  w rychłe spotkanie z Martą, która poprzedziła Go  w drodze do Najwyższego. Jego pogoda ducha w obliczu najcięższego doświadczenia, udzielała się nie tylko rodzinie, lecz też wszystkim osobom - wolontariuszom z Hospicjum Bielańskiego, którzy towarzyszyli Piotrowi.

 

Tyle Dobra wzbudził w tylu ludziach ten bolesny i długi czas odchodzenia Piotra!  

 

Dzięki Najwyższemu za Piotra  i za całe to dobro.

 

                                                                           Ojciec