Podjęcie własnej akcji ratowniczej

 

    W piątek rano, 19 września, po rozmowie z Konsulem Generalnym w Moskwie wiedzieliśmy, że sytuacja jest poważna. Informacje uzyskane od Konsula były w części sprzeczne z wiadomościami podawanymi w polskich mediach i publikatorach. Przeczuwaliśmy, że w tej sytuacji trudno nam będzie dociec prawdy o tym co się stało na lodowcu. Stało się dla nas oczywistym, że musimy za wszelką cenę jak najszybciej dotrzeć w rejon wypadku i podjąć na własną rękę akcję ratowniczą. Byliśmy na to finansowo przygotowani. Planowaliśmy wynajęcie sprawnych i dobrych ratowników z szybkim dotarciem helikopterem do miejsca wypadku.

    Tego samego dnia (19 sierpnia), poprzez Konsula, skontaktowały się rodziny Marty i Mirka: młodszy brat Mirka – Wojtek, przyjaciel Mirka – Marcin Osipiak i ojciec Marty – Antoni. Do tej trójki dołączył chłopak Marty – Piotr Smagowicz. W ciągu pół dnia dzięki pomocy Konsulatu w Moskwie i agencji turystycznej TUI Centrum Podróży (specjalnie dla nas pracowała w sobotę) udało się nam o godz. 16 wylecieć do Moskwy, a w następnym dniu do Mineralnych Wód – miasta u podnóża gór Kaukazu. Wieczorem już rozmawialiśmy z ratownikami kaukazkimi biorącymi udział w czwartkowej akcji ratowniczej. Wynik tej rozmowy był dla nas tragiczny; dowiedzieliśmy się, że Marta i Mirek zginęli trzy dni wcześniej. Do końca w to nie wierzyliśmy, żyliśmy nadal nadzieją. Postanowiliśmy wszystko sprawdzić. Pogoda jednak nie pozwalała nam podjąć natychmiastowych działań (padał deszcz, widoczność do 20 metrów)

    W całej tej tragicznej dla nas sytuacji, osobą która nam najwięcej pomogła był wybitny polski himalaista – Jacek Teler. Kontakt z Nim nawiązał Marcin Osipiak, jeszcze w Polsce. Wiedzieliśmy, że przybędzie do Terskole w poniedziałek, 22 sierpnia, z grupą polskich turystów zamierzających wejść na Elbrus. Jacek w Terskole przeprowadził własne ”dochodzenie”. Początkowo nie zamierzał poświęcić dużo czasu na pomoc w rozwiązywaniu naszych problemów ze względu na zobowiązania względem osób z którymi przyjechał. Ustaliliśmy, że nam pomoże, jeżeli poprawi się pogoda i uda się sprowadzić helikopter. Wówczas w ciągu jednego dnia będzie można dokonać rekonesansu miejsca tragedii i rozstrzygnąć czy jest możliwe wydobycie ciał Marty i Mirka.

     Radykalna zmiana pogody nastąpiła we wtorek 23 sierpnia, było bezchmurne niebo. Próbowaliśmy różnymi sposobami, komercyjnie sprowadzić helikopter. Gdy już wszystko było ustalone, helikopter nie uzyskał zezwolenia na przelot. Zorientowaliśmy się, że jesteśmy ”blokowani” przez czynniki urzędowe. W tej sytuacji, Jacek Teler zdecydował się na dwudniową wyprawę na uszbicki lodowiec, za co jesteśmy Mu bardzo wdzięczni. Poszedł z Nim Marcin Osipiak i czworo kaukazkich ratowników. Przygotowanie do wyprawy pokazano na zdjęciu.

     W wyniku przeprowadzonego rekonesansu stało się dla nas jasne, że niebezpieczna sytuacja na lodospadzie uniemożliwia podjęcie jakiejkolwiek akcji wydobycia ciał Marty i Mirka. Od czwartku do środy nastąpiły kolejne zawały lodowe. Lina widoczna na zdjęciu, wskazująca lokalizację Marty w miniony czwartek, była już całkowicie zasypana lodem i śniegiem (w obecnej chwili rodzinie jest bardzo trudno upublicznić  to zdjęcie) .

    Chcieliśmy w jakiś sposób odwdzięczyć się Jackowi Telerowi za Jego spontaniczną pomoc. Wiemy, że jedną z Jego pasji życiowych, obok uprawiania alpinizmu, jest pomoc bezdomnym w Częstochowie. Datki które zamierzamy zbierać w trakcie ceremonii Mszy Świętej Żałobnej w intencji Marty, będą poświęcone na ten cel.

    Dzięki pomocy Jacka, odtworzyliśmy ciąg zdarzeń który spowodował tragedię, ale przede wszystkim uspokoiliśmy własne sumienia. Zrobiliśmy to co w realnym świecie można zrobić. Bez Jacka pomocy wyjechalibyśmy z Kaukazu z niczym. Bardzo trudno byłoby nam z tym dalej żyć.